piątek, 25 marca 2016

FNAF

Nie wiem od kiedy tutaj siedzę.
Nie wiem, która to noc od kiedy mnie uszkodzono.
Nie wiem, która to noc od kiedy zostawiono nas tutaj samych.
Chciałabym, żebyśmy mogli zostać naprawdę sami. Tutaj się nie da. Co kilka dni przychodzi ktoś nowy, na noc – pilnować tego przeklętego miejsca. Jakby nasza piątka nie była odpowiednią ochroną, potrzebny jeszcze stróż nocny. Biedak. Oświetlenie tu marne, kamery się psują, za dnia próbujemy to naprawić. A w każdym razie kiedyś próbowaliśmy. Dopóki nasze nowe wersje nie oszalały jakoś to było. Byli ładniejsi od nas. Przyjaźniejsi. Dawałam się nawet rozkładać małym dzieciom na kawałki.
Zamknęli nas w składziku na części zamienne. Wyrywali nam wnętrzności, żeby ci nowi mieli zapasowe części. Najbardziej z nas wszystkich ucierpiał wówczas Bonnie. Łajdaki zabrały mu nawet twarz. Rękę. Nic dziwnego, że lata potem stał się agresywny. Bonnie jest przekonany, że wszyscy ludzie są tacy sami.
Kiedy nowi zwariowali i ludzie uznali, że są groźni – pozbyto się ich projektów. Nawet nie chcę myśleć, gdzie bym trafiła gdyby nie biedny i uroczy BB. Słyszałam kiedyś jak ludzie wspominali o tym, że naprawa reszty  jest lepsza, tańsza, czy coś w tym rodzaju. Tak więc odnowiono ich. Naprawiono Bonniego, dostał nową rękę i twarz. Naprawiono ich rozdarcia. Natomiast mnie pozostawiono.
Odkąd jedno z nas narobiło zamieszania zrobiło się nieciekawie. A raczej, chciałabym powiedzieć, odkąd ktoś przebrany za jedno z nas narobił zamieszania. Nie wiem, czy to było wczoraj. Chciałabym to wiedzieć. Tracę tu poczucie czasu. Przed ostatecznym zamknięciem naszej drugiej lokalizacji miały odbyć się urodziny. Oczywiście my nie mieliśmy pozwolenia, żeby uczestniczyć w imprezie. Kto chciałby oglądać zniszczone, przerażające, mechaniczne zwierzęta? Mimo to zerkaliśmy co jakiś czas przez różne luki, gdy nikogo nie było w pobliżu przemykaliśmy do pokojów i patrzyliśmy jak dzieci się bawią. Wtedy do tego pierwszego zamieszania doszło kolejne. Ugryzłam jedno z dzieci. Pamiętam jak krew się lała. Zatopiłam kły w czole kilkuletniej dziewczynki. ONI to widzieli to. Przestałam istnieć jako pierwsza. Foxy mi się nie dziwił, że nie wytrzymałam. W końcu, kto by chciał być cały czas przerabiany? Na początku miałam być jego udoskonaloną kopią. Skończyłam jako smutna, zniszczona karykatura. Wiem że Foxy mi zazdrościł tego, że miałam zająć jego miejsce. Było mi żal siebie. Że miałam w sobie jego części. Ale to ostatecznie sprawiło, że byłam drugim Foxy'm. Stracił drugą wersję siebie. Wtedy tak myślałam, ale ostatecznie musiałam pogodzić się z tym, że nasze nowe wersje były skazane na śmierć.
Po ugryzieniu dziecka zrobiło się tylko gorzej. Na miejsce naszego stróża przyszedł nowy. Tamten miał obserwować tych nowych i pilnować, żeby nie zrobiły nikomu krzywdy. Nie upilnował. Szkoda.
Był jeden moment, w którym stracili moc. Byliśmy świadomi, ale wciąż uszkodzeni. ONI nie mogli się ruszać, kiedy przyszedł ktoś przebrany za jedno z nas i pootwierał ich kostiumy. Do każdego z nich włożył coś miękkiego. Ja to obserwowałam. Wiedział doskonale, że to już koniec, że na długo pozostawią nas samych sobie, bez opieki. Kolejny nocny stróż bał się do nas podchodzić. Szczerze mówiąc, my też nie zbliżaliśmy się do niego. Przynajmniej przez jakiś czas. Dlatego nigdy nie odkryli ciał tych zaginionych, brutalnie pomordowanych dzieci.
Upokorzeni, ale sprawni i powierzchownie naprawieni zmieniliśmy dom. Ulokowali nas w nowych miejscach. Musiało minąć sporo czasu, bo w naszych wnętrzach nie pozostało za wiele. Pochowane ciała rozłożyły się. Ludzie bali się do nas podchodzić. W efekcie zostaliśmy sami.
Zaczęła się nasza nowa aktywność. A raczej... ich aktywność. Ja rzadko kiedy wychodziłam z swojej kryjówki. Podobnie jak Foxy. Woleliśmy siedzieć sami, Foxy nucąc coś pod nosem i słuchając, jak Bonnie i Chica przemieszczają się po budynku. Bonnie zaraził swoją agresją Chicę. Nie zdołaliśmy ich upilnować. Twierdzili, że widzą w naszym stróżu kogoś złego. Nie mogłam się z nimi zgodzić. Nie mogłam też zaprzeczyć. Wolałam jednak się nie wychylać. Wszyscy wiedzieliśmy kiedy zagląda w monitoring. Freddy tylko czekał aż padnie zasilanie, by mógł zaatakować. Nie był tak bezpośredni jak Bonnie i Chica, nigdy nie zbliżał się do biura.
Wszyscy tutaj zwariowali. Ci przyjęli kiedyś, że poruszanie się bez kostiumów jest niezgodne z panującymi tutaj zasadami. Chyba ludzie nam wmówili tę bujdę. Ale pozostała czwórka w to uwierzyła i dała stróżowi do zrozumienia, że bez kostiumu się tutaj nie chodzi.
W końcu go dorwaliśmy. Mówię, że dorwaliśmy, bo przekonali mnie, że coś jest z nim nie tak. Szczerze mówiąc – nikt do tej pory nie wie, gdzie go schowaliśmy. Ludzie są przekonani, że bez pożegnania uciekł. Można tak powiedzieć. Raczej nie uciekł, ale zginął definitywnie bez pożegnania.
Na jego miejsce przyszedł ktoś nowy.
Widziałam, jak sprawdzał kurtynę Foxy'ego. Wtedy, gdy zaciekawiony patrzył w monitor od czasu do czasu wyglądałam, by spojrzeć w kamerę. Wiedziałam, że w ten sposób go nie zobaczę, ale gdy czułem, że sprawdza moją okolicę byłam pewna, że wszystko z nim gra.
Bonnie i Chica ruszyli na niego pierwszej nocy. Początkowo spokojnie, nieśmiało, oboje sprawdzali teren. Kilka razy słyszałam jak przestraszony krzyczał, gdy tylko ich zobaczył. Na szczęście zawsze zdążył zamknąć drzwi, inaczej trafiłby do zapasowego kostiumu z graciarni. W sumie zdążyłam zapałać do niego jakąś sympatią. Nie wychylałam się. Słyszałem jak obok mnie przechodził Bonnie. Od czasu do czasu gdzieś zabrzęczała Chica. Pierwszej nocy snuli się raczej po budynku, zaciekawieni zaglądając do biura ochrony. Ale nie robili tego często. Może dwa razy? Bonnie często też zmieniał trasę. Wchodził do graciarni, ale nie wiem co tam robił. Nie słyszałam żadnych hałasów, choć czasem jak stamtąd wyszedł – ciężko wzdychał. Przy jego uszkodzonym głosie brzmiało to raczej groteskowo. Może wspominał dawne czasy i oglądał swoje zapasowe, czyste i piękne jeszcze części? Uwielbiał też stać w jadalni i patrzeć wprost w kamerę. Musiało to doprowadzać biednego stróża do szału ze strachu. Niekiedy słyszałam jak wrzeszczał w mikrofon, żeby przerażający królik dał mu w końcu spokój. Bonnie odpowiadał cichym, zduszonym, zniekształconym śmiechem za każdym razem, ale stróż najwidoczniej tego nie słyszał pochłonięty paniką i pilnowaniem swych drzwi.
Drugiej nocy stróż rzadziej sprawdzał co u mnie. Martwiłam się. Co jakiś czas sam wyglądałam zza moich drzwiczek, by widzieć jak Bonnie powoli kursuje po budynku. Nie dziwiłam się, że zerka do mnie rzadko. Miał na głowie tych dwóch wariatów. Tej nocy często zerkali co tam u niego. Krzyczał często. Foxy śpiewał by go nieco uspokoić. Tylko ta piosenka była w nim jeszcze sprawna. Choć nie wiem, czy mogę to nazwać piosenką. Ten lis był jedynym moim przyjacielem.
Tej nocy to Chica wiodła prym. O ile wcześniej raczej snuła się bez celu i chciała po prostu wystraszyć biednego stróża, to teraz przeszła do ataku. Bonnie był aktywny, częściej stawał pod drzwiami do biura. Czasem byli u stróża równocześnie. Chciało mi się śmiać, gdy słyszałam jak biedak głośno krzyczał. To nie znaczy, że nie było mi go żal. Trzymał się całkiem nieźle. Raz czy dwa usłyszałem jego żądanie, by Chica wróciła z łazienek na scenę. Ona nie chichotała w odpowiedzi. Lubiła go mylić, dlatego często wchodziła do łazienek i kuchni. Próbowała w ten sposób uśpić jego czujność, by Bonnie mógł go dorwać. Zastanawiałam się czy to nawiązanie do czasów, gdy lata wstecz mogliśmy spokojnie wędrować po budynku nawet za dnia. Bawiliśmy się wtedy z dziećmi. Chica, urocza wówczas kurka, nosiła na tacy przekąski, dlatego często bywała w kuchni. Śpiewała wesoło. Może to stare nawyki spowodowały, że wchodziła do kuchni i przewracała ją do góry nogami w poszukiwaniu rekwizytów, tacki, przekąsek? Wątpiłam jednak w to, że chciała zaśpiewać dla stróża i poczęstować go czekoladowymi muffinkami.
Trzeciej nocy rozpętało się piekło.
Freddy dołączył do zabawy. Biedny stróż musiał się nieźle napocić, żeby nie dać się dorwać. Kilka razy myślałam nawet, że już po nim. Nie sprawdzał co u mnie, więc zaniepokojony wyglądałam coraz częściej zza drzwi, parę razy nawet wystawiłem całą głowę. Gdy jednak czułam, że na mnie zerka – uspokajałam się. Niestety patrzył za rzadko. Po raz pierwszy tej nocy poczułam, że muszę osobiście sprawdzić, jak trzyma się stróż. Praktycznie wyskoczyłam z mojego przytulnego gniazdka i pognałam do biura. Miał zamknięte drzwi. Przez chwilę wydawałam swój zduszony dźwięk, ale gdy na horyzoncie zobaczyłam Bonniego... wycofałam się. Choć nasze twarze nie pozwalają nam na okazywanie emocji, to widziałem, że ten niegdyś miły i czuły BonBon to teraz agresywna i przerażająca bestia. Patrzył na mnie. Minęłam go i wróciłam do siebie.
Freddy miał upiorny system. Nie dochodził do drzwi tak jak reszta zespołu. Stawał w losowych miejscach i długo wpatrywał się w kamerę. Ilekroć stróż to zauważył, krzyczał przerażony. No cóż, to na pewno nie jest zbyt miłe zobaczyć jak gęba taka jaką ma Freddy gapi się bez jakiegokolwiek ruchu prosto w ciebie. Czasem wchodził do kuchni i dawał znać stróżowi, że tam jest. Kamera w kuchni była uszkodzona, wiedzieliśmy o tym. Nie rejestrowała obrazu, jedynie dźwięki. Freddy puszczał muzyczkę, gdy tam wchodził. Echem roznosiła się po opuszczonych korytarzach. Tej nocy myślałam też, że już po stróżu. Przerażona za szybko zużył całą energię i w całym budynku zapadła ciemność. Widziałem jak Freddy ze świecącymi się oczami idzie w jego kierunku. Bonnie i Chica byli tuż za nim. Miał pierwszeństwo, gdy gasło światło. Miał kilka minut zanim miał się uruchomić zapasowy generator. Chciał pokazać stróżowi, że bez kostiumu się tutaj nie chodzi. Słyszałem jak rozbrzmiała jego muzyczka. Stróż jednak nie krzyczał. Freddy stał chwilę przy nim, ale wtedy stało się to, czego nie lubili. Wybiła szósta rano. Zmuszeni przez program musieli natychmiast wrócić na stanowiska. Mieliśmy ustawioną wolną wolę od północy do szóstej, mogliśmy wtedy bez przeszkód robić co chcieliśmy. Za dnia jednak naszym obowiązkiem było trwać na stanowiskach. Stróż wobec tego... przetrwał.
Dotrwał jedynie do czwartej nocy. W ogóle nie zaglądał do mnie. Z jednej strony martwiłam się. Z drugiej byłam zła i zirytowana. Ilekroć wyglądałam zza drzwi widziałam jak cała trójka snuje się po korytarzach. Ilekroć z biura wracało jedno, szło drugie. Tej nocy najwięcej czasu u stróża spędził Bonnie. Widziałam jak stoi pod jego drzwiami i nie chce dać za wygraną. Miał dość tej zabawy, chciał go dorwać. Cicho, niczym duch stał i czekał. Co jakiś czas stróż zapalał światło i sprawdzał, czy w punkcie którego nie obejmują kamery ktoś stoi. Dlatego długi czas nie otwierał jednych drzwi.
Chica zachodziła biedaka z drugiej strony, słyszałam jak biedny stróż krzyczy. Kiedy po jakimś czasie ucichł... coś we mnie pękło. Choć Freddy wyraźnie dał mi do zrozumienia, że z naszym „nowym przyjacielem” jest coś nie tak, nie słuchałam. Bonnie przekonywał, że trzeba go wyeliminować, bo jest mordercą i tylko czeka na odpowiednią okazję. Chica dała się wplątać w to szaleństwo, była pewna, że to tylko kwestia czasu a przez niego już całkiem się nas pozbędą.
Nie mogłam przezwyciężyć uczucia, że się mylą.
Gdy tej nocy zerknął do mnie tylko raz, długo się nie zastanawiałam. Ruszyłam biegiem. Chciałem sprawdzić czy wszystko z nim w porządku. Minęłam rozgniewanego Bonniego i ucieszona dostrzegłam, że nie zdążył zamknąć drzwi. Stanąłem w progu i spytałam czy wszystko w porządku.
Zapomniałam, że mój moduł głosu był uszkodzony.
Zamiast spytać – wydałam z siebie nieludzki, okropny, przerażający dźwięk.
Mężczyzna spojrzał na mnie. Otworzył szeroko oczy, ale nie krzyknął. Widziałam jak spocony i drżący był. Mój widok chyba go nie ucieszył. Minęła sekunda, znieruchomiał, upuścił to co trzymał w rękach. Patrzył wprost na mnie.
Choć szczerze tego nie chciałam, to ja byłam odpowiedzialna za jego śmierć. Jeszcze przez chwilę stałam w jego biurze, obserwując jak Bonnie i Freddy go zabierają. Wiedziałam, że zrobią z nim to co z poprzednim stróżem.
Nie chciałam zabijać.
Cykl rozpoczął się od nowa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz